„Zraniony uzdrowiciel”. Zmęczeni pomaganiem cz 1

Historia opowiadająca o boddhisatwie Czenrezigu - buddyjskim uosobieniu współczucia jest alegorią, która w poetycki sposób opisuje jak może wyglądać wypalenie zawodowe w obszarze pomagania.

Według mitu dotyczącego stworzenia Czenreziga – Amitabha, Budda Nieograniczonego Światła, uświadomił sobie, że musi znaleźć sposób, który pomógłby mu uwolnić żyjące istoty od ciepienia.

Z jego czoła wydostał się promień białego światła, z którego powstał Czenrezig – emanacja współczucia. Ukląkł on przed Amitabhą i przysiągł, że będzie niestrudzenie pracować dla dobra wszystkich żyjących istot, a także obiecał, że nie spocznie w pokoju nirwany, dopóki wszystkie istoty nie będą wolne od cierpienia. Ponadto przysiągł, że jeśli złamałby swą obietnicę, to rozbije się na tysiąc kawałków.

I tak przez wiele tysięcy lat pomagał innych istotom. Pewnego dnia wszedł na szczyt najwyższej góry we Wszechświecie – góry Meru i zobaczył, że pomimo tysięcy lat pracy w setkach światów, wciąż niewiarygodnie duża liczba osób była pogrążona w cierpieniu i bólu. Widząc to – cały jego upór i entuzjazm do pomagania innym znikł. Skoro wszystkie jego starania nie były w stanie zmniejszyć cierpienia na świecie – po co robić to dalej – pomyślał i stwierdził, że powędruje teraz w stronę swojej własnej Nirwany (Oświecenia) i zaraz po tym rozpadł się na 1000 kawałków – bo właśnie złamał obietnicę, którą dał sobie i Buddzie Amithabie.

Amithaba widząc jego cierpienie zebrał wszystkie jego szczątki i ulepił go z po z powrotem dając mu tysiąc rąk, aby jeszcze lepiej niż wcześniej mógł przynosić pożytek innym istotom prowadząc ich do wyzwolenia i oświecenia.

Tak może wyglądać historia wielu osób pracujących w obszarze pomocy innym. Na samym początku niesieni idealizmem i dobrymi chęciami rzucamy się w wir pomagania. Jeśli zostawiłeś/ aś inną pracę, która nie dawała Ci sensu, być może właśnie pierwszy raz masz kontakt z czymś co daje znaczenie, co zasila – niezasilane wcześniej obszary.

Mijają lata i przychodzi zmęczenie, idealizacja przechodzi w realizację, że nie wszystko jest takie jak sobie wyobrażasz. Czasem będzie tu świadomość, że nie do końca możesz pomóc, że nie na wszystko masz wpływ.

Może być tam zbyt duża ilość pracy, brak umiejętności mówienia „nie”, brak satysfakcjonujących relacji, brak odpoczynku, a czasem tak jak w przypadku Czenreziga – zbyt duża ekspozycja na ludzkie cierpienie. I chodź drogi mogą być inne, to finałem może być zmęczenie pomaganiem. I wtedy w jakiś sposób  – Twoje serce rozpada się na tysiące kawałków. Patrząc bardziej klinicznie – możemy mówić tu o bardzo szerokim spektrum objawów i zaburzeń, którę będę opisaywał w kolejnych postach w tym cyklu.

Trochę dekodując język mitów – Czenrezig przechodzi drogę od zaczarowania (enchantment), gdzie pełen wzniosłego idealizmu pomaga innym, aż do momentu rozczarowania (disenchantment), gdzie widzi, że jego działania są jak kropla słodkiej wody w oceanie. Nie zmieniają niczego…

Bardzo podobnie może wyglądać droga wielu „pomagaczy” – od zaczarowania do rozczarowania i roztrzaskania. I choć nie ma w tym nic przyjemnego to czasami ten rozpad jest potrzebny, aby zbudować się na nowo i na silniejszej podstawie.

Bardziej autentycznej i bardziej świadomej, pozbawionej neofickiej gorliwości, ale pełnej współczucia dla wszystkich i przede wszystkim dla siebie…

Czasami taki rozpad jest konieczny, aby zwrócić uwagę „zranionego uzdrowiciela” na jego własną ranę, relację, zdrowie, umiejętność stawiania granic lub inne aspekty pozostawione na drodze…

Mit o Czenrezigu może w uniwersalny sposób opowiadać o drodze „pomagacza” do bardziej autentycznej wersji siebie, gdzie wypalenie zawodowe/ zmęczenie pomaganiem nie jest zaburzeniem per se, ale raczej drogą do wewnętrznej transformacji, która przypomina proces alchemicznej transmutacji w ujęciu jungowskim. Mamy tu:

NIGREDO -(czernienie) – gdzie adept zawodu pomocowego doświadcza depresji i wycofania

ALBEDO (biel) – konfrontacja z cieniem, oraz doświadczenie katharsis – przemiany, oraz znalezienie większego i bardziej szczerego oparcia w sobie (a może i innych). W tym kroku, „pomagacz” konfrontuje się ze swoimi ograniczeniami, nie zaopiekowanymi obszarami swojego życia, oraz ranami z różnych okresów rozwojowych i zaczyna zmierzać do bardziej autentycznego zajmowania się sobą.

RUBEDO (czerwienie) – proces integracji, gdzie przeciwieństwa i złożoność zostaje połączona w pełnym coniunctio – połączeniu alchemicznym. Współczucie i samo współczucie obejmuje w podobny sposób „pomagacza” jak i jego klientów. Więcej ugruntowania i samoświadomości.

W alchemicznej przemianie – końcem – opus magnum było złoto – w przypadku pomagacza jest to większa integracja i świadomość siebie, obejmująca całość jego istoty, jego myśli, emocje oraz ciało, co nie tylko czyni z niego lepszego „pomagacza”, ale przede wszystkim lepszego człowieka dla samego siebie….

W finale alchemicznej przemiany – pomaganie nie jest już (jeśli było u kogoś) sposobem leczenia swoich ran, ale raczej aktywnością, która ma wymiar duchowy, prowadzący do większego kontaktu ze światem oraz samym sobą.

Według mnie to wlaśnie to „leczenie wlasnych ran” jest  jednym z kluczowych obszarów własnej pracy terapeuty. Bez tego ciężko o świadomość procesów przeniesieniowych i przeciwprzeniesieniowych , które niezależnie od tego czy dany terapeuta pracuje na obszarze przeniesienia, będą mocno wpływały na doświadczenie psychoterapeuty w jego gabinecie, jak i poza nim.

zdjęcie: Canva
inspiracje: P. Gilbert, Choden, C.G.Jung, S.Geller, L. Greenberg, B. Rothschield

<O implikacjach tego mitu dla procesu kształcenia zawodów pomocowych, oraz przechodzenia przez etapy zmęczenia pomaganiem – będę na pewno pisał w kolejnych postach z tego cyklu. Nie jestem jungistą, chociaż cenię jego myśl – tak wiec jeśli jakiś analityk jungowski będzie chciał tu coś dodać/ poprawić – z chęcią sie czegoś nauczę. Jeśli czujesz, że ten post może być komuś przydatny, będzie mi miło, jeśli się nim podzielisz.>