
20 sty Wielki krzyk
O depresji, zatrzymaniu oraz o tym jak współczesne warunki życia nie zawsze działają na naszą korzyść...
Miałem sen. Jest poniedziałek rano. Koło 6:30. Z wszystkich budynków na moim osiedlu wychodzą ludzie. Niektórzy stają w swoich ogródkach, inni stoją na balkonach lub na parkingu przed swoim budynkiem. Niektórzy z rodziców trzymają dzieci na rękach, starsze dzieci trzymają się za ręce lub stoją obok. Wraz z nimi wychodzą zwierzęta. Są tu psy, są tu i koty. Niektóre na smyczy, inne stoją przy swoich właścicielach. Wszyscy stoją w milczeniu tak przez chwilę i w pewnym momencie wszyscy zaczynają krzyczeć. Choć być może lepiej byłoby napisać wrzeszczeć.
Każdy krzyczy z innego powodu. Niektórzy z dorosłych krzyczą, bo za chwilę spędzą półtorej godziny w korkach jadąc do pracy, której nie znoszą, ale w której są, ponieważ płaci ona ich rachunki. Niektórzy z rodziców krzyczą, bo chcieliby spędzić czas ze swoimi małymi dziećmi. Nie będąc skazanym na małe fragmenty kontaktu, które pozostaną im od momentu powrotu z pracy do momentu położenia ich do łóżka. Małe dzieci krzyczą z powodu rozstania. Te starsze krzyczą, bo za chwilę pójdą do szkoły, w której będą siedzieć prawie tak samo długo jak ich rodzice, ucząc się rzeczy, które nigdy nie przydadzą im się w życiu. Zwierzęta też krzyczą, tak jakby chciały powiedzieć: nie zostawiaj mnie.
W pewnym momencie krzyk się kończy. Każdy idzie, jedzie do swojej pracy, szkoły, czy wraca na swoje miejsce. W tym miejscu kończy się też sen.
To był sen. W snach wszystko jest inne. Czasami są one jak soczewka, która bierze jeden aspekt naszego przeżywania i daje mu swój głos w postaci marzeń sennych. Dla mnie ten sen to sen o depresji i sen o kontekście. Na depresję przyjdzie czas, ale teraz popatrzmy na kontekst. Wpływa on na nas tak samo jak nasze doświadczenia z różnych okresów rozwojowych, nasze traumy przez duże T i przez małe T, nasze matki, szkoły i ojcowie. Kontekst. Każdy z nas ma jakiś.
Kontekst społeczny, ekonomiczny. Pracujemy, robimy różne rzeczy, tworzymy różne rzeczy, ale w pewnym momencie te rzeczy zaczynają tworzyć nasz świat i tworzyć nas samych.Tak było tysiące lat temu z pszenicą.
“Przed pojawieniem się pszenicy, w kulturze zbieracko-łowieckiej człowiek pracował 4-6 godzin. Pojawienie się pszenicy zmieniło wszystko. Zamiast zaprowadzić nową erę pomyślności, rewolucja agrarna przyniosła rolnikom żywot przeważnie trudniejszy i mniej satysfakcjonujący niż egzystencja zbieraczy-łowców. Ci drudzy cieszyli się zdrowszą dietą, krócej pracowali, dysponowali bardziej inspirującymi oraz urozmaiconymi sposobami spędzania czasu, a przy tym byli mniej narażeni na głód i choroby. Rewolucja agrarna z pewnością pomnożyła zasoby żywnościowe pozostające do dyspozycji człowieka, ale większa ilość żywności nie przekładała się na lepszą dietę czy dodatkowy czas wolny. Przyniosła raczej eksplozje demograficzne i rozpasane elity. Przeciętny rolnik pracował ciężej niż typowy zbieracz-łowca, a w nagrodę dostawał gorsze pożywienie. Pszenica nie dała też ludziom bezpieczeństwa ekonomicznego. Życie rolnika jest mniej pewne niż życie zbieracza-łowcy. Zbieracz-łowca zapewniał sobie przetrwanie dzięki dziesiątkom gatunków roślin i zwierząt, toteż potrafił przetrzymywać ciężkie lata bez zapasów żywności. Kiedy jeden gatunek roślin lub zwierząt stawał się trudniej dostępny, mógł zbierać i łowić inne gatunki.” (Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”)
Każdy z nas ma taką swoją pszenicę lub więcej zbóż. Coś co początkowo miało nam służyć, ale w pewnym momencie zaczęło być coraz większym brzemieniem. Praca, aktywność, wyzwanie, które miały nam służyć i być zaproszeniem do lepszego jutra w pewnym momencie okazują się być ciężarem. Być może dostajemy dokładnie to co chcieliśmy, ale powoli ciężar robi się coraz większy. Trudno też zostawić to co nas budowało przez wiele lat. Czasem może być tak, że mamy tę pszenicę, ale nie ma obok kogoś z kim można ją dzielić lub nie mamy siły, aby się nią dzielić.
I wtedy pojawia się depresja. Depresja tak jak ja ją rozumiem, to nie tylko zaburzenie na poziomie neuroprzekaźników. Depresja to czasem zupełnie naturalna odpowiedź na nienaturalne warunki, w których żyjemy. Łacińskie deprimere to “przygniatać”, “cisnąć” lub „ciągnąć w dół.”
W naszej kulturze pełnej współzawodnictwa, nastawionej na skuteczność i celowość, czasem to właśnie te warunki i ten właśnie kontekst ciągnie nas w dół. Pęd do sukcesu, uznanie w mediach społecznościowych, nowe lepsze “ja”, kult siły, brak akceptacji słabości, brak głębokich relacji w skuteczny sposób podlewają nasiona depresji, które już w sobie mamy lub tworzą nowe, które z czasem zakwitną własnym owocem.
W tym sensie systemy społeczne, polityczne, ale przede wszystkim ekonomiczne mają swój duży udział w pogarszającym się stanie zdrowia psychicznego zarówno społeczeństw, jak i jednostek. W roku 1930 znany ekonomista John Maynard Keynes przewidywał, że pod koniec wieku zaawansowanie technologiczne sprawi, że w takich krajach jak USA czy UK, tydzień pracy będzie trwał 15 godzin. Z technicznego punktu jest to możliwe, ale nic takiego się nie stało. W rzeczywistości widzimy raczej odwrotny trend. Keynes nie przewidział, że mając wybór pomiędzy mniejszą ilością godzin pracy, a większą ilością dóbr – wybierzemy raczej to drugie, jednocześnie godząc się na większą ilość obciążeń.
Tyler Duden, jeden z głównych bohaterów książki/ filmu “Fight Club” mówi o tym w ten sposób:
“Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy wielkiej wojny, wielkiej depresji. Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. Naszą wielką depresją jest życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni.” (Chuck Palahniuk, “Podziemny krąg”)
Tylko czy naprawdę jesteśmy wkurzeni? Wkurzone osoby, tak jak postacie z mojego snu krzyczą, protestują. My sami, już bardzo często przestaliśmy krzyczeć. W sumie nie zawsze też wiemy na co mielibyśmy krzyczeć. Przeciwko pracy, z którą nie czujemy związku? Przeciwko alienacji i oddzieleniu od innych? Przeciwko politykom? Przeciwko kapitalizmowi? Ciężko krzyczeć przeciwko bezosobowemu tworowi, którego jesteśmy częścią, więc bardzo często ten krzyk zamiera nam w gardle. Chęć zmiany zostaje zahamowana, zanim jeszcze się rozpoczęła. I wtedy może pojawić się depresja.
Depresja to maksymalne zatrzymanie i brak ruchu. Stoi ona po drugiej stronie biegu, w którym bardzo często uczestniczymy. A współczesny świat zaprasza nas do biegu. Takiego biegu, o którym mówi Czerwona Królowa do Alicji:
“Bo widzisz, TUTAJ musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu. A jak chcesz dostać się w INNE miejsce, musisz biec dwa razy szybciej.”
W bajce taki bieg jest możliwy, w rzeczywistości może skończyć się bardzo dużym zmęczeniem i w konsekwencji zatrzymaniem. I tym właśnie bardzo często jest depresja. Zatrzymaniem , które mówi: “sposób w jaki działasz – już nie działa”.
Depresja lub nasz obniżający się nastrój to czasem konkretna informacja, która może nam coś mówić o naszym momencie życiowym, naszych potrzebach i naszym miejscu w życiu. Nie jest to żaden błąd w matriksie, ani nasz błąd, ale raczej konkretny przekaz, mówiący coś o naszym aktualnym momencie życiowym lub o tym co przeżyliśmy. W tym sensie depresja może być przepustką do zmiany, oraz głębszego kontaktu ze sobą i swoimi potrzebami.
Dlatego gdy już do nas przyszła, warto do niej podejść z delikatnością. W buddyjskich naukach, czasami to pierwsze cierpienie, które doznajemy – nazywamy pierwszą strzałą. Jeśli uznasz, że to dlatego, że jesteś kiepski, zły, nieadekwatny to właśnie pojawiło się kolejne cierpienie tzw. druga strzała. Na pierwsze cierpienie nie mamy wpływu. Mamy za to wpływ na drugie i na to jak sami obchodzimy się z naszym cierpieniem. Potrzebujemy tu swego rodzaju akceptacji lub chociaż uznania – “tak teraz mam, nie muszę tego lubić, ale tak właśnie mam.” A zaraz za akceptacją może pójść pytanie o kontekst. Jakie wydarzenia, jakie doświadczenia, jakie niezrealizowane potrzeby stoją za moją depresją. Co teraz doświadczam, co teraz przeżywam? Od kiedy czuje to co czuję…. Depresja nie jest naszą winą, nie oznacza, że nie potrafimy wytrzymywać napięcia. Czasem oznacza, że próbowaliśmy wytrzymać o wiele za długo…
Małe ćwiczenie
Jeśli czujesz obniżony nastrój, doświadczasz smutku lub podejrzewasz u siebie depresję, możesz usiąść przed kartką papieru. Narysuj rzekę i nazwij ją smutek, depresja, lub tak jak teraz się czujesz. Gdy już ją narysujesz zacznij powoli dorysować do niej kolejne dopływy, które składają się na Twoją rzekę. Jeśli któryś z dopływów jest większy i bardziej znaczący zaznacz to na rysunku. Popatrz na to co narysowałeś. Co tworzy Twój nastrój? Co tworzy twoją depresję? To tylko zwykłe ćwiczenie, ale może to być jakiś początek do rozwijania większej akceptacji, świadomości siebie, dalszego zaopiekowania się sobą i skorzystania z fachowego wsparcia.